Na Boże Narodzenie zostaliśmy zaproszeni do zaprzyjaźnionej rodziny irlandzko-amerykańskiej, do odległego Leitrim. Poznaliśmy, co to zaciszna irlandzka prowincja, z różnymi problemami wynikającymi z bliskości granicy z Irlandią Północną. |
||
Od czego Maciek zaczyna wizytę? Oczywiście od znalezienia jakiejś kolejki. |
Podziel się ze mną komputerem! |
Piotruś Pan wciągnął wszystkie dzieci. |
Jednak głód przekonał je do tradycyjnego bożonarodzeniowego obiadu - indyka, szynki, pieczonych warzyw... |
Ależ to świetnie hałasuje! |
To nie ja, to samo tak! |
Próba przedstawienia Czerwonego Kapturka... |
I tak największym przebojem okazały się gry komputerowe, a zwłaszcza jedna... |
Karaoke! Co Maciek śpiewa? TO! |
|
||
Te zdumione spojrzenia to nie na mój sernik, tylko na płonący pudding, światło lampy błyskowej skutecznie ukryło płomienie. |
Duma Oisina - projektanta dekoracji ciasta świątecznego |
Po zjedzeniu tylu smakołyków warto się wybrać na spacer. |
Wodospad Glencar - inspiracja irlandzkich poetów. |
|
A to niespodzianka, po drugiej stronie jeziora to już hrabstwo Sligo! |
|
Plaża w Mullaghmore, też w hrabstwie Sligo. Piasek, patyki, kamyki - cóż więcej potrzeba do szczęścia? |
Porządniejszego kaptura, żeby wiatr nie przewiewał czapki na wylot. Znowu musiałam improwizować z tego co pod ręką... |
Słońce przebiło się przez chmury i wydobyło schowaną za horyzontem osadę. |
Czarodziejskie górsko-morsko-chmurne klimaty... |
|
|